Witam serdecznie
Pozdrawiam wiosennie
Ania
Czasem bywa, że już z początkiem marca ziemia nabrzmiewa, las zaczyna pachnieć, słonko lekko przygrzewa, a ptaki śpiewają na potęgę...ale to jeszcze nie wiosna, to zaledwie małe jej przedbiegi, przygotowania, próby. Prawdziwa wiosna przychodzi wraz z kwietniem, pewnym krokiem wkracza do mojego kochanego Zagajowa. A krok pierwszy to...przemarsz ropuch przez działkę :)))
Kiedy parę lat temu po raz pierwszy zobaczyłam to zjawisko byłam przerażona. Wstyd mi pisać, ale ropuchy wzbudzały u mnie same negatywne emocje - szarobure z wyłupiastymi oczami, parchate i do tego w takiej ilości...brrr. Okazało się, że przemarsz odbywał się cyklicznie, kiedy co roku pod koniec marca pojawiała się pierwsza ropucha-pionier, wiedziałam, że za mniej więcej tydzień ruszy ich cała chmara...Ponieważ mój dom stoi na trasie las - rozlewisko, czyli miejscem, gdzie zimują i miejscem, gdzie się rozmnażają - musiałam zaakceptować płazie pochody.
Nie tylko zaakceptowałam, ba... ja je nawet polubiłam. Uwielbiam obserwować ropusze zmagania. Muszę przyznać, że te płazy są wytrawnymi piechurami, dzielnie pokonują wszelkie bariery architektoniczne.
Niestrudzenie kroczą do celu, trochę pokracznie "wiosłując" rozczapierzonymi, pulchnymi łapkami. Ciekawostką jest fakt, że bardzo rzadko skaczą. Tę umiejętność wykorzystują tylko w momencie dużego zagrożenia. Ze względu na gruczoły jadowe mają w środowisku naturalnym niewielu wrogów, więc i mało okazji do skoków. Mój kot-łowca omija ropuchy szerokim łukiem :)))
Instynkt rozrodczy ropuchy jest bardzo silny. Kiedy tylko wybudzi się ze snu zimowego, od razu, bez żerowania udaje się na gody. By złożyć skrzek pokonuje nieraz długą drogę i często, tak jak na zdjęciu z dodatkowym balastem :) Zgadnijcie, kto jest pasażerem na gapę??? Oczywiście...zawsze samiec, jak w życiu...ten to umie się ustawić! A kobieta, no cóż...bez względu na gatunek to ona nadaje rytm życiu, często później niosąc jego ciężar na barkach...
Po odbytych godach część ropuch wraca i osiada na mojej działce. Bardzo mnie to cieszy, bo dzięki nim mój ogród jest w dobrej kondycji, sałata soczysta i dorodna, no i ze ślimakami, jak dotąd nie miałam problemów. Warto zaprosić parchatka do swojego ogrodu, bo choć nie jest zbyt urodziwy, to pożyteczny i skuteczny w walce ze szkodnikami. A i do wyglądu, z czasem można przywyknąć, nawet go polubić - za tyyyyle dobra - warto!
Pozdrawiam wiosennie
Ania
Czyli wyszło na to, że księciunio z bajeczki nie jest żadnym rycerzem, tylko wygodnickim leniwcem, który wykorzystuje oczarowane sobą przedstawicielki płci pięknej. :)))
OdpowiedzUsuńŻaby i ropuszki zupełnie mi nie przeszkadzają pod warunkiem, że nie muszę ich dotykać. ;) W upalnie dni widuje je czasem przy poidłach, a czasem w poidłach, bo lubią urządzić sobie orzeźwiającą kąpiel. :)
Czekam na cdn opowieści z Zagajowa :) Pozdrawiam Cię serdecznie Aniu
Ha, ha...fajnie to ujęłaś, niestety tak to bywa...życie, to nie bajka. Co do ropuszek też ich nie dotykam (brrr) tylko obserwuję, ale pewnie, gdyby gdzieś, któraś utknęła i potrzebowała pomocy - zrobiłabym to :) Ściskam Cię serdecznie Kasiu :)
UsuńAle cudowne ujęcia tej żabki, jestem pod wrażeniem <3 Wiosna pełną parą haha:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Kinga, lubię fotografować naturę, a ropuszki choć nie są urodziwe, to są zapowiedzią wiosny, a oprócz tego mają niesamowicie hipnotyzujące spojrzenie :))) Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńJa tam lubię wszystkie żabowate.
OdpowiedzUsuńFajnie zdjęcia im zrobiłaś.
Pozdrawiam :))
Wcale mnie to nie dziwi ;) Jak ktoś dzierga takie piękne zwierzątka, to musi być ich wielbicielem :))) Dzięki, ściskam serdecznie :)
UsuńSuper zdjęcia ;-) R
OdpowiedzUsuń