Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gotowanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gotowanie. Pokaż wszystkie posty

7.11.2025

Październik na bis

Witam serdecznie i już listopadowo... nie do wiary, jak ten czas leci. Październik przemknął mi niczym japoński pociąg pociskowy:) Nie zdążyłam na dobre się w nim zakotwiczyć i rozsmakować.  Czuję jego lekki niedosyt, więc dziś w poście wracam do październikowych kadrów! 

 
Ostatnie weekendy spędzane na wsi były bardzo pracowite, bez grama próżnowania. Wymoszczona w jesiennym stylu sofa nie miała zbyt wielu okazji, żeby odczuć na sobie mój ciężar. 

*** 
Wieczorne mroki rozświetlał mi blask duszków. Zrobiłam z nich lampiony, by wyczarować odrobinę nastrojowego klimatu.  Duszki miały być halloweenową ozdobą salonu, ale w nikim nie wywołały choćby krzty przerażenia...  raczej zachwyt. Cóż wyglądają trochę nieporadnie i dobrotliwie...


Więcej grozy budziły siatki ochronne  pozostawione w winnicy...  Gdy zapadał zmierzch, targane wiatrem przybierały dziwne kształty, często przypominające zjawy. Zdjęcie tego  nie oddaje, ale były momenty, kiedy rzędy siatek zatopione we mgle,  wyglądały, jak upiorna scena z horroru:)))

***
Najlepszą potrawą dla zapracowanych jest oczywiście... makaron! Smaczny, pożywny i co najważniejsze szybki w przygotowaniu. W robocze weekendy często gościł na naszym stole, w różnych wersjach i z reguły pełnoziarnisty. Pasta na zdjęciu to wyjątek, bo to klasyczna carbonara, a ta, wiadomo lubi się bardziej z białym makaronem:)

***
Październik to, wg mnie najlepszy czas na sadzenie krzewów i drzewek.  Ciepła jeszcze i wilgotna ziemia stwarza idealne warunki, by korzenie "zadomowiły" się w gruncie.  Do mojej ogrodowej kolekcji  dołączyło kilka nowości, między innymi ta parka ostrokrzewów (Blue Girl i Blue Prince)

Jedne roślinki przybywają na rabaty, inne, tak jak jednoroczne piękności wybywają, a jeszcze inne chyba pogubiły się w czasie... Białe pelargonie, które zdobią południową ścianę naszego domu za nic miały pierwsze przymrozki, kwitną w najlepsze i ciągle wypuszczają nowe pąki. Zdjęcie zrobione z końcem października, żal przerywać im wegetację, ale już najwyższy czas, by udały się na zasłużony odpoczynek:) 

Artystka jesień maluje przyrodę pięknymi kolorami. Pobliskie lasy i ostępy wyglądają zjawiskowo, zwłaszcza skąpane w promieniach słońca. To świetna pora na spacery i zatracenie się w jesiennym złocie, póki jeszcze nie opadło z drzew. Mam nadzieję, że listopad przyniesie mi więcej wolnego czasu, bym mogła  uszczknąć coś jeszcze dla siebie z tej jesiennej aury🍁🍁🍁


Trzymajcie się cieplutko i w zdrowiu♥︎♥︎♥︎
              Ania

22.10.2025

Uduchowiony weekend

Witajcie kochani♥︎♥︎♥︎
Jak Wam mija październik? Mam nadzieję, że w zdrowiu i spokoju... U mnie to nadal dość intensywny czas, zwłaszcza na wsi. Choć w ostatni weekend, gdzieś pomiędzy zbieraniem winogron, a grabieniem liści udało mi się znaleźć chwilę na kreatywny relaks. 


Duszki z gazy snują się aktualnie po internecie w ilości hurtowej. Praktycznie co któraś oglądana przeze mnie rolka to krótka instrukcja, jak je wykonać. W końcu i ja skusiłam się spróbować... wszak halloween za pasem:)
Do zrobienia takiego duszka potrzebujemy - gazę opatrunkową - nie musi być jałowa (u mnie dwie o wielkości 1m² i dwie 0,5m²) krochmal w płynie (np. Ługa) miskę i jakieś przedmioty, które stworzą stelaż pod gazę (u mnie balon, styropianowa kula i wazony) Wykonanie ducha jest banalnie proste. Gazę moczymy dokładnie w krochmalu, następnie wyciskamy z nadmiaru płynu i rozpościeramy na naszym stelażu. Tkaninę układamy tak, by jak najlepiej odwzorowywała kształt zjawy i pozostawiamy do wyschnięcia (u mnie zrobione z dwóch warstw gazy wysychały całą noc)


Na wyschniętą gazę przyklejamy oczy i buźkę (u mnie na taśmie dwustronnej) i gotowe - ducha ściągamy ze stelaża. Za sprawą krochmalu cała konstrukcja jest sztywna i stabilna.  Od środka duszka można podświetlić światełkami ledowymi,  co daje świetny efekt zwłaszcza po zmroku. Duszki prezentują się rewelacyjnie, może niezbyt upiornie,  raczej pociesznie... a nawet słodziutko! 


Zachęcona efektem końcowym mojego rękodzieła poszłam za ciosem i  przygotowałam pizzę z duchami 👻👻👻

Ale coś poszło nie tak... muszę jeszcze popracować nad dodatkami:))) Może mozzarella powinna być o niższej wilgotności, by duszki trzymały kształt?


Halloweenowa pizza w zeszłym roku prezentowała się znacznie lepiej.


Pozdrawiam cieplutko
         Ania

16.10.2025

Październik na półmetku

 Nie do wiary... ledwie co się zaczął, a już minęła jego pierwsza połowa... czas zwariował:)
Witajcie kochani♥︎
My w październik wchodzimy z toastem, mąż na początku miesiąca ma urodziny, a to zawsze dobra okazja, by poświętować. W tym roku dzieci (mój ulubiony skrót myślowy,  chodzi oczywiście o syna i jego dziewczynę)  przyrządziły pyszny, treściwy ramen, a ja upiekłam "zdrowy" tort (bez cukru, na owsianych biszkoptach)  Oprócz smakołyków czas uprzyjemniały nam planszówki i to by było na tyle w temacie październikowych uciech. Bo październik to u nas głównie - praca, praca i praca. To przede wszystkim czas zbioru i przetwarzania winogron.

W tym sezonie winorośle pięknie obrodziły. Wydały zdrowe, dorodne grona, bardzo soczyste i nad wyraz słodkie. Kiście były też wyjątkowo czyste, czyli bez ukrytych między owocami pajączków, biedronek, szczypawek, czy os - co jest dużym ułatwieniem, zwłaszcza przy ręcznej - tak, jak u nas - obróbce plonów. 

W ogródku o tej porze też jest ogrom roboty, głównie prac porządkowych. Rośliny powoli przygotowują się do zimy, zieleń na rabatach nie jest już kolorem dominującym...  Bardzo lubię ten moment wybarwiania się liści, choć zwiastuje on rychły koniec wegetacji... 

Październik to bogactwo warzyw... powoli oporządzam swój warzywnik, niestety nie ma w nim pomidorów. Kiedyś próbowałam je uprawiać, ale z marnym skutkiem. Te piękne sztuki na zdjęciu pochodzą z Winnicy Wieliczka. To pomidory z uprawy biodynamicznej, pyszne, pachnące, dokładnie takie, jak pamiętam z dzieciństwa... niebo w gębie:)

Oczywiście nie samą pracą człowiek żyje... tym bardziej, że Kraków i okolice kuszą licznymi, październikowymi wydarzeniami. Ostatnie zdjęcie zrobione zostało na dziedzińcu pięknego Królewskiego Zamku w Niepołomicach podczas odbywających się tam Dni Włoskich. Wraz ze Stańczykiem kontemplujemy jesień🍁🍂🍁


Pozdrawiam cieplutko
         Ania

31.08.2025

Cacio e pepe... czyli Rzym na talerzu.

 ♥︎Witajcie♥︎
Dzisiaj zapraszam serdecznie do mojej kuchni, podzielę się z Wami przepisem na super danie - z makaronem  w roli głównej - oczywiście (!!!)  Spaghetti Cacio e pepe to moje najwspanialsze,  kulinarne wspomnienie z Rzymu.  To sztandarowe danie każdej szanującej tradycję rzymskiej trattorii czy restauracji. I choć jego przygotowanie nie jest zbyt skomplikowane, a skład bardzo skromny, to smak ma naprawdę wykwintny...  Historia tego najstarszego chyba rodzaju rzymskiej pasty  wiąże się z odległą tradycją wypasu owiec w podgórskich regionach Lacjum. Pasterze na czas długiej wędrówki napełniali swoje torby suchym i trwałym prowiantem. Oprócz suszonego boczku zaopatrywano się w słuszny kawał owczego sera zwanego wówczas cacio - dziś pecorino, garść ziaren czarnego pieprzu i duży pęczek suchego spaghetti. Makaron gotowany z pieprzem i serem był pożywny, a jego pikanteria rozgrzewała śpiących pod chmurką pasterzy. I tak ta przaśna niegdyś strawa stała się kultowym daniem na rzymskich stołach. Mnie smak totalnie zauroczył, zwłaszcza idealnie wyważony balans pomiędzy lekko gorzkawym posmakiem pieprzu i maślaną, aksamitną nutą sera... pyszności. Nic dziwnego, że po powrocie z Rzymu chciałam ten smak odtworzyć.  I udało się, oczywiście wspierałam się przepisem mojego kulinarnego guru - mistrza Stefano Barbato (do obejrzenia tutaj


Składniki (na 2 osoby)

  • 200 g makaronu spaghetti (najlepiej trafilata al bronzo)
  • pieprz cały ok 20 - 25 ziarenek
  • 50 g sera pecorino romano
  • sól
  • woda spod makaronu 

Pasta trafilata al bronzo to makaron, który wykonany jest przy użyciu tradycyjnych matryc wytwarzanych z brązu, a nie, jak współcześnie z teflonu. Dzięki tym matrycom powierzchnia makaronu jest lekko chropowata, co ułatwia przyczepność sosu i podnosi walory smakowe potrawy.  Firma Molisana ma naprawdę świetnej jakości makarony tego typu.  Swój kupiłam w Auchan, ale Biedronka chyba też ma je w swojej ofercie handlowej.

Przygotowanie
Zaczynamy tradycyjnie - od wstawienia wody na makaron. W międzyczasie do miseczki tarkujemy ser i odstawiamy,  ziarna pieprzu rozgniatamy w moździerzu na niezbyt miałkie cząsteczki.  Kiedy woda zacznie się gotować, wrzucamy spaghetti, solimy i delikatnie mieszamy makaron, by całkowicie się zanurzył.  Na suchą i średnio rozgrzaną patelnię wrzucamy pieprz, chwilkę prażymy - mieszając i uważając, by się nie przypalił.  W momencie, kiedy poczujemy piękny aromat pieprzu zalewamy go chochlą wody spod makaronu. Woda na patelni powinna się "spienić", po czym delikatnie mieszamy zawartość i jeszcze krótką chwilkę ją gotujemy, następnie wyłączamy palnik. Do miski z utartym serem dolewamy chochlę gotującej się wody spod makaronu i energicznie mieszamy tak, by powstał aksamitny serowy sos. Zanim odcedzimy makaron możemy przelać do kubka trochę wody spod niego, by w razie potrzeby mieć ją finalnie do podlania potrawy.  Odcedzony makaron przekładamy na patelnię i gotujemy chwilę od czasu do czasu mieszając, by wchłonął wodę z pieprzem. Gdy zbyt szybko wchłonie możemy podlać go jeszcze wodą spod makaronu, ale uważajmy, by go nie rozgotować. Następnie zmniejszamy ogień i dodajemy serowy sos, mieszamy delikatnie, by sos równomiernie pokrył makaron. W razie zbyt suchej konsystencji podlewamy danie odrobiną wody spod makaronu.  Po wyłożeniu na talerz posypujemy szczyptą grubo zmielonego pieprzu.

Pozdrawiam cieplutko
          Ania

12.02.2025

Walentynki' 2025

 Witajcie♥︎♥︎♥︎
Luty zaczyna mnie przytłaczać, uwierać... Brakuje mi słońca i zieleni. Szarość z zewnątrz powoli przenika do środka człowieka, kurtki ciążą, czapki drapią, a monotonia w przyrodzie staje się dłużyć i nie mieć końca. Dobrze, że na drodze do wiosny są Walentynki. To bardzo optymistyczne święto i każdy powinien je celebrować, bez względu na to, czy ma swojego Walentego, czy też nie. Wszak miłość ma wiele barw, znaczeń i form... 

Jeśli jesteś łasuchem i kochasz słodkości,  mam dla Ciebie propozycję na walentynkowy wypiek - pyszny i zdrowy (bez białej mąki i cukru) Puszyste, żółciutkie ciasto o migdałowym smaku z nutą cytryny i dodatkiem ulubionych owoców może z powodzeniem uprzyjemnić ten dzień:)


Składniki
  • 150 g zmielonych migdałów (lub mąki migdałowej)
  • 75 g mąki kukurydzianej (lub zmielonej kaszy kukurydzianej)
  • 100 g słodziwa ( drobny cukier, ksylitol lub erytrol)
  • płaska łyżeczka proszku do pieczenia
  • pół łyżeczki sody
  • 150 ml oleju słonecznikowego (lub rzepakowego)
  • skórka otarta z jednej niewoskowanej cytryny
  • sok wyciśnięty z połowy cytryny
  • 3 duże lub 4 małe jajka
  • 120 do 150 g świeżych lub mrożonych owoców - malin, porzeczek, borówek 
 
Wykonanie
Wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej (oprócz mrożonych owoców oczywiście) Do dużej miski wsypujemy najpierw składniki suche, a następnie dodajemy mokre. Wszystko razem miksujemy na gładką masę. Spód tortownicy wykładamy papierem do pieczenia, przelewamy do niej ciasto, a na wierzch układamy owoce (mrożone nie wymagają rozmrażania) Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180°C przez ok. 50 minut lub do tzw. suchego patyczka.




Jeśli kochasz naturę, kwiaty - możesz zrobić walentynkowy wianek.  Ja nosiłam się z takim zamiarem od momentu, kiedy w sieci zobaczyłam filmik pokazujący, jak upleść serce z wierzbowych witek. Cóż... wyszedł mi raczej szkielet wianka, tylko tyle udało mi się stworzyć zgrabiałymi od mrozu rękami:)))




Dobrych pomysłów na uświetnienie dnia Walentego jest mnóstwo i na pewno warto się w któryś zaangażować, by tym samym rozjaśnić ten ponury, lutowy czas...


Udanych Walentynek♥️♥️♥️
Ania