Witajcie
Schyłek lata to pełnia sezonu ogrodowego. Pracy jest w nim dalej ogrom, ale teraz przynajmniej zapłata w naturze szczodra. Uwielbiam ten czas, kiedy mogę przyrządzać jedzonko używając własnych zasobów. W tym roku po raz pierwszy miałam własne karczochy. Z końcem lutego wysiałam je do doniczek, połowa roślinek ładnie wzeszła, więc po zimnych ogrodnikach przesadziłam je do gruntu. I szczerze powiedziawszy trochę powątpiewałam, że coś z nich będzie... Widać jednak, że rośliny wybitnie ciepłolubne, a karczoch się do takich zalicza - mają się coraz lepiej na naszej szerokości geograficznej. Zaskoczyły mnie cudownie, urosły piękne, dorodne i z wielką ilością kwiatów. Ta okazała roślina z powodzeniem może też pełnić rolę dekoracyjną. Ja jednak wolę ją na talerzu, ale przyznam korciło mnie, by zostawić choć jeden pączek i doczekać rozkwitu karczocha w pełni... cóż, może za rok.
Nowicjuszem w moim ogrodzie jest także urzet barwierski. Nasiona tej ciekawej rośliny dostałam w prezencie od kuzynki męża. Trochę czasu minęło zanim doczekałam się kwitnącego urzetu... Ponieważ jest to roślina dwuletnia i w pierwszym roku tworzy tylko krótki, niepozorny pęd, łatwo pomylić ją z chwastem i przez przypadek usunąć. Mnie się to niestety zdarzyło, więc przy drugim podejściu zaznaczyłam miejsce siewu i w końcu doczekałam pięknego kwiecia. Urzet to roślina okazała, roztaczająca przyjemną miodową woń. Wiechy pełne drobnych żółtych kwiatków przyciągają ogromną ilość owadów. Ale to nie tylko roślina ozdobna, urzet to jedna z najstarszych roślin użytkowych. Z jej liści pozyskiwano kiedyś pastelowy barwnik indygo wykorzystywany w malarstwie i przemyśle tkackim. Powiem Wam, że nawet miałam ochotę spróbować takiego naturalnego barwienia tkaniny... dopóki nie wyczytałam gdzieś, że podczas fermentacji liści, która jest niezbędna do całego procesu wydziela się gigantyczny odór. Smród podobno jest tak silny, że swego czasu królowa angielska Elżbieta I zakazała uprawy urzetu w odległości 5 mil (ponad 8 km) od swojego pałacu. Wolę zatem nie ryzykować... choć temat mnie intryguje😬
Najbardziej cenną częścią rośliny jest jednak korzeń. To surowiec zielarski o szerokim spektrum działania, to złoty środek na grypę, choroby wirusowe, gorączkę. Wysuszony korzeń jest bogatym źródłem między innymi argininy, czyli aminokwasu ważnego dla naszego układu krążenia. Mając tak wspaniałą roślinę w ogrodzie, żal byłoby nie skorzystać z jej mocy. A skoro zrezygnowałam z farbowania, to chociaż przyrządzę z jej korzenia specyfik do domowej apteczki 😀
Pozdrawiam cieplutko
Ania