13.09.2020

Zielona domowa przestrzeń

 Witajcie 
Dzisiaj będzie trochę liści, ale nie pożółkłych.  Jesień trzymam jeszcze na dystans.  Wrzesień w swoich dwóch pierwszych dekadach jest przecież latem.  Bardzo  lubię ten miesiąc,   jest mniej dokuczliwy od swoich poprzedników... Nie dokuczają upały,  komary,  dni potrafią być przyjemnie ciepłe, a wokół dużo soczystej i głębokiej jeszcze zieleni.    


Trochę zieleni wprowadziłam też do mojej domowej przestrzeni.  Przywiozłam od mamy dużo nowych roślinek i to one mnie zainspirowały.  Więc zanim przyjdzie jesień i zanim w domu zrobię dyniowisko,  zapraszam na późnoletni wystrój mojego salonu.  Zmiany dotyczą głównie tkanin i dekoracji,  bo to najprostszy sposób na ożywienie wnętrza. 


Na sofie zagościły poduchy z motywem botanicznym,  na stołach świeże bukiety, a w oknach nowe, zielone zasłony.  Obawiałam się trochę tych ciemnych zasłon,  do tej pory wieszałam na zmianę białe albo beżowe.  Ale ostateczny efekt bardzo mnie zadowolił, myślę, że zasłony nadały charakter całej aranżacji. 



I choć to kompozycja  utrzymana jeszcze w letnim temacie, to gdzieś tam pojawiają się już małe, jesienne akcenty - wiewiór z orzeszkami, krata na zasłonach,  żółty kolor kwiatów, no i liście... oczywiście 😀




Ten piękny, zasuszony palmowy liść od Madam Stoltz ( zdj. poniżej) kupiłam w bardzo dobrej cenie tutaj.  To niebanalna  dekoracja, od spodu ma zawieszkę, więc możemy powiesić liść na ścianie, wstawić do wazonu lub w upalne dni używać, jako wachlarza.  Jeśli ktoś jest zainteresowany to sklep do końca dnia (czyli do końca 13 września)  ma darmową wysyłkę. Samą firmę też warto mieć na uwadze, gdyż zapowiada własną produkcję wnętrzarskich dodatków z polskiej wikliny. 



Pozdrawiam serdecznie

         Ania

10.09.2020

Ptysie z malinową chmurką

 Witajcie kochani
Pierwszy wrześniowy post będzie przyjemnie słodki, odrobinę  kwaskowy i mega kremowy... Ptysie "chodziły" za mną  już od dłuższego czasu. Odkąd maliny zaczęły dojrzewać,  ja na krzaczkach zamiast owoców widziałam te puszyste pyszności...  W końcu uległam swoim zachciankom i upiekłam całą stertę złocistych, rozpływających się w ustach malinowych ptyśków. 


Mój przepis jest dość stary, sprawdzony i troszkę przeze mnie zmodyfikowany.  Zapraszam 🤗

Składniki na ciasto
  • 3/4 szklanki mąki pszennej
  • 70 g masła
  • 3 duże jaja lub 4 średnie
  • 1/3 łyżeczki proszku do pieczenia
  • szczypta soli
Składniki na krem
  • 300 - 400 g malin
  • 500 ml śmietanki 30 lub 36%
  • 2 do 4 łyżek serka mascarpone ( w oryginalnym przepisie są 2 op. śmietan - fiksu)
  • 2 łyżki cukru lub ksylitolu
  • 1 opakowanie cukru waniliowego lub wanilinowego
  • 2 łyżki cukru pudru         

 

Przygotowanie ciasta
Zagotować wodę (150 ml - trochę więcej niż połowę szklanki) z masłem i szczyptą soli. Mieszając wsypywać do wrzątku mąkę. Zmniejszyć ogień i mieszać do momentu, aż ciasto stanie się lśniące, gładkie, bez grudek i zacznie odchodzić od ścianek garnka. Odstawić na chwilę, by trochę wystygło. Następnie dodać kolejno jajka, proszek do pieczenia i mieszać do połączenia składników ( można użyć miksera) Przy pomocy rękawa cukierniczego lub łyżki formować ptysie i piec w temp. 200° przez ok. 20 minut. 


Przygotowanie kremu
Połowę malin (150 - 200g) zmiksować z cukrem i przetrzeć przez sitko. Śmietanę ubić z cukrem waniliowym i cukrem pudrem, następnie dodać serek mascarpone. Jeśli używamy śmietanki tortowej, czyli 36% serka dodajemy mniej, by masa nie była zbyt ciężka, jeśli mamy zwykłą kremówkę możemy dodać więcej mascarpone. Na koniec wlewamy sos malinowy i mieszamy do uzyskania gładkiej masy. Nadziewamy ptysiowe miseczki, dokładając po kilka świeżych malin. Z tej ilości składników wychodzi dość dużo nadzienia. Można zrobić bardzo wysokie ciacha, albo tak, jak ja - upiec ptysie z podwójnej porcji składników.  Do środka dajemy wtedy mniejszą porcję bitej śmietany. Ciastka są niższe, ale za to jest ich duuuużo, cała ptysiowa armia.... Choć u mnie, ile by ich nie było zawsze znikają w tempie błyskawicznym. 



Ptysie upiekłam w dwóch rozmiarach, standardowym i mini. Te malutkie uwielbiam, choć wykonanie ich jest bardziej czasochłonne.  Ale taki ptyś na jeden kęs wydaje się być mniejszym grzeszkiem 😬





Pozdrawiam cieplutko
         Ania