23.11.2018

Święto Młodego Wina Sandomierz 2018

Witam serdecznie
Zeszły weekend spędziłam w Sandomierzu, w charakterze enoturysty.  Już po raz drugi brałam udział w Święcie Młodego Wina i porównując obie edycje, to moim zdaniem tegoroczna była ciut gorsza :( Mimo, że impreza staje się coraz bardziej popularna, przyciąga tłumy amatorów dobrego regionalnego napitku i jadła, to czegoś mi w tym roku zabrakło...Na pewno różnorodności win.  Z białych królował szczep Solaris, miałam wrażenie, że w każdej z winnic smakuje tak samo, jak robiony od sztampy. Jedynie Solaris braci Dominikanów różnił się smakiem, oczywiście na plus. Być może pomogła też odpowiednia temperatura, gdyż Winnica Św. Jakuba wystawia się na świeżym powietrzu w ogromnym namiocie. Na wyróżnienie na pewno zasługuje Winnica Nobilis ze wspaniałym półwytrawnym winem ze szczepu Hibernal. Godna polecenia jest także Winnica Kresy i jej różowy Monarch. Gusta wielbicieli ciężkich, wytrawnych, czerwonych win zaspokajała z powodzeniem Winnica Carolus. Na uwagę zasługuje także Winnica Na Rozdrożu i jej kompozycja Regenta z Zweigeltem. Odkryciem i winnicą z najlepszymi winami do degustacji okazała się Vanellus - winnica z Jasła, która po raz pierwszy gościła na sandomierskim święcie. Białe, lekkie, orzeźwiające wina, których można było u nich pokosztować bardzo wyróżniały się jakością na tle innych. Generalnie na 12 wystawiających się winnic tych wybitnie dobrych smaków było nie za wiele.  Jeszcze z niuansów, które moim zdaniem  zadziałały na niekorzyść imprezy była obecność produktów Siarkopolu.  Rozumiem, że tego typu imprezy poszukują sponsorów, gdzie się da.  Rozumiem też konieczność traktowania wina pirosiarczanem... Mimo wszystko zestawienie granulatu siarki obok karafek reklamujących się win to dla mnie duży zgrzyt. Czyż na kiepskie wino nie mówi się "siara"??? Po za tym miałam wrażenie, że niektóre trunki były za bardzo zasiarczone...Po całym dniu degustacji z pokorą rozumiałam katusze smoka, który połknął siarę ukrytą w owcy...pragnienie po jej spożyciu jest tak dokuczliwe, że można wypić całą rzekę. Ja zaspokoiłam się butelką wody mineralnej, choć Wisłę miałam tuż obok :))) Aby czynnie uczestniczyć w tym święcie należy wykupić paszport enoturysty. Cena tego "dokumentu" w tym roku wzrosła, być może dlatego moje oczekiwania także wzrosły... a było, jak było...powiedzmy dostatecznie. To są jednak tylko i wyłącznie moje prywatne przemyślenia. Za rok też mam nadzieję tam pojechać i bawić się dobrze, a nawet lepiej ;) 








Oprócz tradycyjnego już wędrowania od restauracji do restauracji z kieliszkiem wina gronowego, miasto zapewnia też inne atrakcje. W ramach święta zwiedziłam podziemną trasę turystyczną oraz Muzeum Okręgowe na Zamku Kazimierzowskim z bardzo ciekawą ekspozycją. 





Na zdjęciu poniżej przyhotelowe kule chryzantem. Wyglądały tak pięknie w mroźny, niedzielny poranek, jak ogromne słońca :)


Po powrocie do domku, już na spokojnie usiadłam sobie z kieliszkiem winka z przydomowej winnicy, wypiłam łyczka i ech...poczułam prawdę o swojej ziemi...prawdę zawartą w owocu, całą miłość, czas i szacunek, który wkłada się w jego pielęgnację...bez traktowania go chemią z podarowanym mu czasem, aby w pełni mógł uwolnić swoje dobra...


Pozdrawiam serdecznie
         Ania

16.11.2018

Salon w jesiennej szacie

Witam kochani
U mnie na blogu jeszcze odrobina jesieni, takiej udomowionej, rozstawionej po kątach...Oczywiście królują dynie...te różnokolorowe, ozdobne kupione na targu i te zrobione własnoręcznie z betonu...



W dyniach betonowych po prostu się zakochałam :)))) Zrobiłam ich dość dużo, chcąc zużyć cały zakupiony wór zaprawy. Pomalowałam je na biało, tak aby przypominały moją ulubioną odmianę - baby boo. Dynie idealnie nadają się do dekoracji kominka, są odporne na ciepło, a roślinki naskalne robiące za dyniowe ogonki ładnie się zasuszyły....




Na stole też prezentują się dobrze, ustawione na kawałku brzozowej kory w towarzystwie świecy.


Kuchnię zdobią białe, gipsowe dynie zakupione w Kiku (ten sklep ostatnio dość często odwiedzam)


Do jesiennych dekoracji użyłam też wysuszonych kwiatów hortensji. Ta roślina w tym roku kwitła jak szalona, żal byłoby nie wykorzystać jej do stroików...





W strefie komfortu, czyli kąciku z sofą też zrobiło się jesiennie. Jaśki dostały nowe ubranka w beżach, brązach, pomarańczach. I choć do tej pory mało korzystałam z tych domowych przytulności, bo jesień przypominała bardziej lato, więc był rower, spacer i ogródek...to od dzisiaj chyba to się zmieni. Prognozują chłodne dni, więc poduchy, koce i ciepłe skarpety wracają do gry :) 



Pozdrawiam i życzę udanego weekendu :)
             Ania

7.11.2018

Jesienny wianek z liści

Witajcie 
Listopad rozpieszcza nas ciepełkiem. Ostatni weekend pogodowo sprzyjał wszelkim pracom w ogrodzie.  Taki też miałam plan...uporządkować trawnik przed zimą. A uwierzcie, mam co grabić, na działce rośnie ponad 20 brzózek, które aktualnie zrzucają liście. Plan nie wypalił, zamiast pozbyć się liści, poszłam na spacer do lasu  i przyniosłam... jeszcze więcej liści :))) Dęby tak pięknie się wybarwiły, ciężko było oprzeć się ich urokowi... Z przyniesionych "skarbów" powstał wianek na drzwi.



To chyba najprostszy w wykonaniu jesienny wianek. Żeby go zrobić potrzebujemy sporą ilość różnokolorowych liści, drut i nożyczki. Liście powinny być mniej więcej tej samej wielkości, jeśli się różnią przycinamy je, odcinamy również ogonki. Układamy w rozetkę według ustalonego schematu kolorystycznego, np. 4 brązowe, 3 żółte, 2 czerwone i 1 zielony. Taki pakiecik nakłuwamy na drut i czynność powtarzamy, aż do wyczerpania liści. Mnie trochę ich zabrakło, więc górę wianka wypełniłam gałązkami winorośli. 


Wianek zawisł na nowym haczyku z Tchibo. Polecam ten produkt. Wieszaki są pakowane po dwie sztuki, estetycznie wykonane, idealnie nadają się do dekorowania drzwi. Do tej pory zawsze miałam kłopot z zamocowaniem ozdoby, przeważnie kombinowałam z dwustronną taśmą przylepną...teraz to już przeszłość...





 Mój najsurowszy recenzent dłuższy czas przyglądał się dziełu, które stworzyłam, przymierzał się, by sprawdzić jego wytrzymałość, ale w końcu je zaakceptował ;)



Pozdrawiam serdecznie
              Ania