Witajcie
Bukietowe posty pojawiają się na moim blogu już od dłuższego czasu. Fajnie byłoby je kontynuować, ale czy zimową porą, gdy natura śpi, nie zabraknie mi kreatywności do tworzenia roślinnych kompozycji? Zobaczymy... W tym miesiącu bukiety wystąpiły w skromnej liczbie dwóch, jednak nie z powodu braku kwiatów czy pomysłów, a raczej czasu 🌿🌿🌿
Początek miesiąca był wyjazdowy. Wypad do rodzinnego miasta to była misternie przygotowana urodzinowa niespodzianka dla mojego męża. W wielkiej konspiracji i porozumieniu z moimi kochanymi siostrami, które są niezastąpione w takich sytuacjach - przyjęcie udało się zorganizować. Mąż do końca niczego nie podejrzewał, dla niego był to roboczy wyjazd mający na celu posprzątanie działki rekreacyjnej, którą tam mamy. Nie spodziewał się imprezy, życzeń, toastów, prezentów, tortu, balonów i tylu życzliwych ludzi wokół... Był bardzo zaskoczony i chyba trochę wzruszony... Piękne emocje i chwile ❤️
Cóż... po przyjeździe trzeba było zakasać rękawy i wziąć się za winobranie. Zdążyć przed ptakami, których ani siatki ani sweter na kiju nie były w stanie odstraszyć. Nasza winnica nie jest duża, ale kiedy wszystko robi się ręcznie, to nawet przy niewielkim areale zajmuje to jakiś czas. W zasadzie winogrona to też październikowy bukiet, co prawda trzeba jeszcze czasu, by w pełni się rozwinął. Ale na taki bukiet warto cierpliwie czekać:)