30.11.2024

Makaron z dodatkiem pesto z pora i mięty

Cześć♥︎♥︎♥︎
Własny ogródek to świetna sprawa. Ciepła jesień wydłuża wegetację i pozwala długo cieszyć się świeżą zieleniną. Ze swojego warzywnika czerpałam w zasadzie do pierwszych, większych przymrozków. Por to warzywo odporne na spadki temperatur i u mnie najczęściej, jako ostatnie opuszcza grządki. Bardzo je lubię, dlatego też często gości na moim stole. Dzisiaj podzielę się z Wami przepisem, z udziałem pora właśnie:)


Składniki /na dwie osoby/
  • trzy średniej wielkości pory
  • garść świeżej mięty
  • garść orzeszków pinii
  • po pół garści migdałów i nerkowców (lub innych orzechów)
  • ząbek czosnku
  • oliwa
  • przyprawy: sól, pieprz, oregano
  • 200 - 250g makaronu (u mnie spaghetti)

Przygotowanie
Oczyszczonego pora kroimy na kawałki i dusimy wraz z miętą na odrobinie oliwy ok. 8 min. (do miękkości i wchłonięcia wody)  Orzechy i migdały blendujemy z czosnkiem, następnie dodajemy do nich lekko przestudzoną zawartość patelni, podlewamy troszkę oliwą i blendujemy na gładką masę. Makaron gotujemy wg przepisu na opakowaniu, po odcedzeniu delikatnie łączymy go z pesto, dodajemy świeżo mielony pieprz i szczyptę oregano. Na talerzu posypujemy tartym parmezanem.  Przepis jest banalnie prosty, a makaron wychodzi naprawdę wyborny. Dodatek mięty w pesto daje fajną nutę wyrazistości całemu daniu. 


Listopad właśnie dobiega końca - dla wielu ten fakt to ulga, dla mnie, jak zwykle lekkie zdziwienie szybkim przemijaniem czasu...

cóż, trzeba robić miejsce grudniowi🎄❤️🎄


Pozdrawiam cieplutko
         Ania

27.11.2024

Kulturalny przegląd cz. III

 Cześć kochani♥︎♥︎♥︎
Trzecia część przeglądu kulturalnego przypada praktycznie na sezon ogórkowy,  więc i tej kultury było u mnie, jak na lekarstwo. Oczywiście mieszkając w Krakowie jestem poniekąd "skazana" na sztukę. Czasem wystarczy wyjść po sprawunki, by przy okazji natknąć się na oryginalną instalację, czy wystawę. Latem w przestrzeni miejskiej dzieje się naprawdę dużo, to czas festiwali i koncertów plenerowych. Większość z nich to znane, cykliczne wydarzenia, które przyciągają tłumy nie tylko mieszkańców, ale i turystów. Niestety za tłumami nie przepadam, więc często odpuszczam sobie takie imprezy.
 Latem skupiłam się głównie na lekturze. Przeczytałam wszystkie dostępne w mojej bibliotece książki Kurta Vonneguta. Uwielbiam jego pisarski styl, to w jaki sposób wyraża swoje myśli... jego zwięzły język i trafne spostrzeżenia. Oczywiście, oprócz książek Vonneguta wpadły mi w ręce też inne pozycje, głównie z działów "Literatura faktu" i "Biografie"


"Starzy ludzie nie istnieją" -  zaintrygował mnie ten tytuł, bo przecież starych ludzi jest coraz więcej. Sięgnęłam więc po książkę z ciekawości... Cóż temat dotyczy nas wszystkich, bez względu na to, ile lat liczymy sobie w tym momencie i choć może wydawać  się przygnębiający,  to sama lektura jest dość przyjemna.  Znajdziemy w niej trochę ogólnych informacji,  trochę statystyk,  ale też ciekawe rozmowy autorki (Magdaleny Węglarz) z psychologiem, geriatrą, opiekunem w domu spokojnej starości oraz założycielką portalu "Wolni od metryki" 
 

 Jakiś czas temu, po długiej przerwie wznowiłam swoją kartę biblioteczną. Dzięki niej mam szerszy dostęp do książek, ale miała ona głównie zapobiegać zakupom tych nowych... Cóż obok "Twardoszka" choć w miękkiej okładce (bo to zawsze kilkumilimetrowa oszczędność miejsca na półce) nie mogłam przejść obojętnie:) 

Kupiłam... bo pomyślałam, że będzie ona świetnym urozmaiceniem po serii książek Vonneguta... otwieram, a tam taka niespodzianka (wpis początkowy)  Cóż dobrzy czerpią od lepszych... a przynajmniej próbują. "Powiedzmy, że Piontek" trochę mnie rozczarował. Mniej więcej do połowy książki z ciekawością śledziłam losy emerytowanego górnika Erwina Piontka... ale później fabuła tak się zagmatwała, że ciężko było się w niej rozeznać... Zabawa formą, gra z czytelnikiem to niełatwy zabieg literacki i udaje się tylko najlepszym pisarzom... Szkoda, bardzo lubię książki Twardocha, a ta,  moim zdaniem jest słaba. Jeśli ktoś nie zna jego twórczości,  nie polecam zaczynać od tej pozycji, bo zrazi się do autora.

Wróciłam też do książek Justyny Kopińskiej. Po lekturze "Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?" musiałam zrobić sobie przerwę.   Uwielbiam dziennikarski styl autorki,  trudne i często niewygodne sprawy, które porusza w swoich książkach - przedstawia w taki sposób, że czytelnik nie współczuje, a wręcz współodczuwa ból i niemoc ofiary. 

"Wyklęta córka Kubiaków" - to bardzo intymna i bardzo poruszająca rozmowa Marty Konarzewskiej z Małgą Kubiak, córką znanego poety i scenografki... Główna bohaterka Małga z jednej strony uwielbiana i hołubiona przez ojca, muza jego wierszyków dla dzieci, z drugiej świadek artystycznych, suto zakrapianych imprez, alkoholowych ciągów ojca,  kłótni rodziców...  Mała dziewczynka, która zbyt wcześnie musiała dojrzeć... To opasłe tomiszcze pochłonęłam w kulka dni... ale potem długo nosiłam je w głowie... polecam!

Oprócz czytania w wolnym czasie było też kilka fantastycznych wypadów do klimatycznych galerii, jak ta w Lanckoronie.

Było też dużo spotkań ze znajomymi, a że moi cudowni znajomi, to ludzie wielkich talentów - piszą, malują, grają i śpiewają na scenie, to każdą wspólną chwilę i rozmowę z nimi uważam za sztukę, za obcowanie ze światem myśli i ducha...


Najwięcej jednak czasu w tym okresie, czyli w trzecim kwartale roku spędziłam na łonie natury i wiecie co? Uważam ten czas za wielce kulturalny, bo kto,  jeśli nie natura,  jest najwybitniejszą  artystką świata? 


Pozdrawiam ciepło
         Ania